Przypowieść o Samarytaninie była dla każdego Izraelity przełomowym momentem w postrzeganiu relacji międzyludzkich. Jej przesłanie ukształtowało również nasze postrzeganie drugiego człowieka. W świecie Starego Testamentu Bliźnim był każdy przynależący do Narodu Wybranego. Jezus specjalnie czyni bohaterami swojej przypowieści przedstawicieli dwóch zwaśnionych narodów: Izraela i Samarii. Prawdziwa miłość, a zwłaszcza miłosierdzie nie ma bowiem względu na osoby. Dobitnym potwierdzeniem tej tezy są słowa Jezusa o miłości nieprzyjaciół. Tylko w ten sposób, przez miłosierdzie, można pokonać wszelką wrogość i wejść na drogę pojednania i pokoju.
Rozesłanie siedemdziesięciu dwóch uczniów jest nie tylko wprowadzeniem ich w posługę głoszenia Słowa Bożego, ale przede wszystkim zapowiedzią uniwersalnej misji Kościoła. Ewangelia bowiem jest orędziem skierowanym do wszystkich ludzi, bez względu na wiek, wykształcenie czy rasę. Może być ona przyjęta lub odrzucona – to indywidualna decyzja każdego człowieka. Jak każde ludzkie działanie, decyzja ta powoduje konkretne konsekwencje. Wybierając Jezusa możemy być pewni zbawienia, bo przecież On w sposób definitywny pokonał grzech, śmierć i szatana.
Ponownie, jak poprzedniej niedzieli, słyszymy pytanie Jezusa Chrystusa skierowane do uczniów: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Po odpowiedzi udzielonej przez Szymona Piotra, że jest On Mesjaszem i Synem Boga żywego, Jezus stwierdza, że na Piotrze, jego wierze zbuduje On swój Kościół.
Te dwie prawdy naszej wiary, że Jezus Chrystus jest Mesjaszem i Synem Boga oraz założycielem Kościoła, który jest jego Kościołem powinny mieć wpływ na to, jak przeżywamy swoje życie.
Po pierwsze w naszej roztropnej trosce o Kościół nigdy nie powinniśmy tracić nadziei, nawet gdy Kościół przeżywa największy kryzys, bo to Jego Założyciel przede wszystkim troszczy się o swój Kościół. Choćby dziś wyzwala Piotra z więzienia i staje przy Pawle, gdy wszyscy go opuścili.
Po drugie stałym i istotnym elementem naszego życia powinno być ciągłe poznawanie Jezusa Chrystusa – Syna Boga i pozyskiwanie innych dla Niego.
„Poznaj swoją godność, chrześcijaninie!” wołał św. Leon Wielki, papież w jednym ze swoich kazań o Narodzeniu Pańskim. O tej godności mówi także dzisiaj św. Paweł w Liście do Galatów. Czym ona jest i do czego wzywa?
Każdy człowiek, niezależnie od pochodzenia, statusu społecznego, wyznawanej wiary, stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga (por. Rdz 1, 26-27). To sprawia, że każda osoba posiada wrodzoną, nienaruszalną godność stworzenia Bożego. Ale to nie wszystko!
Na mocy chrztu św. staliśmy się „nowym stworzeniem” (2 Kor 5, 17), dzieckiem Bożym (por. 1 J 3, 1), przybranym synem Bożym i przyoblekliśmy się w Chrystusa (por. Ga 3, 26-27; 4, 5-7), uczestnikami Boskiej natury (por. 2 P 1, 4) i świątynią Ducha Świętego (1 Kor 6, 9). (por. KKK 1265).
Jesteśmy wezwani do życia z tą godnością. Co oznacza porzucenie zła, dążenie do świętości, miłowanie Boga i bliźniego, naśladowanie Chrystusa, wierność Jego nauce oraz świadczenie o Nim i Dobrej Nowinie. Coraz bardziej odpowiadajmy na ten cudowny dar!
W kolekcie słyszymy, że Bóg Ojciec zesłał na świat Swojego Syna Jezusa Chrystusa – Słowo Prawdy i Ducha Świętego – Uświęciciela, aby objawić nam tajemnicę Bożego życia. Dzisiaj zatrzymujemy się nad tajemnicą owego życia wyrażoną przez dogmat o Trójcy Świętej.
Kościół stopniowo formułował i precyzował naukę o tej tajemnicy. Stanowi ona centrum wiary i życia chrześcijańskiego. Tajemnica ta jest najbardziej podstawowym i istotnym nauczaniem w „hierarchii prawd wiary”. Jest jedną z tych prawd, która odróżnia chrześcijaństwo od innych monoteistycznych religii (judaizm, islam). Prawda ta mówi, że nie wyznajemy trzech bogów, ale jednego w trzech Osobach. Każda z Osób jest całym Bogiem. Ponadto Osoby Boskie rzeczywiście różnią się między sobą i pozostają we wzajemnych relacjach. (por. KKK 234, 253-255)
Jezus w Ewangelii obiecuje nam, że Duch Święty – Duch Prawdy będzie stopniowo doprowadzał nas do całej prawdy. Historia Kościoła jest tego przykładem.
Naśladujmy w tym Ducha Świętego będąc świadkami prawdy, pamiętając zarazem, że jest On też Duchem Miłości – czyńmy, więc to z miłością.
W dzisiejszą niedzielę Zesłania Ducha Świętego w pierwszym czytaniu słyszymy o pewnych przejawach tego, tak ważnego dla Kościoła, wydarzenia. Nagły szum z nieba, który napełnia cały dom; ukazanie się języków ognia, które się rozdzieliły i spoczęły na każdym z uczniów; mówienie obcymi językami. To zewnętrzne przejawy tego wydarzenia.
Św. Paweł mówi o wewnętrznych, duchowych przejawach działania Ducha Świętego. Mieszkający w człowieku Duch Boży daje życie Boże, czyni nas prawdziwie wolnymi, stajemy się dziećmi Bożymi i dziedzicami samego Boga.
My otrzymaliśmy Ducha Świętego w sakramencie Chrztu, a Jego działanie jest dopełniane i umacniane w sakramencie Bierzmowania. Bierzmowanie jest wręcz nazywane „sakramentem Ducha Świętego”, bo w nim Duch Święty jest udzielany w szczególny sposób, by „umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do postępowania według jej zasad” (z obrzędu bierzmowania), pogłębił relację z Bogiem i pomógł wziąć jeszcze większą odpowiedzialność za Kościół.
Po czterdziestu dniach od zmartwychwstania Jezus wstępuje do nieba. Nie marnuje tego czasu. Ukazuje się swoim uczniom na różne sposoby, by potwierdzić, że zmartwychwstał: Marii Magdalenie o poranku przy grobie; uczniom w drodze do wsi Emaus; Jedenastu, gdy siedzieli za stołem; Apostołowi Tomaszowi, który nie mógł uwierzyć, Szymonowi i sześciu z Jego uczniów nad jeziorem Tyberiadzkim. Mówi im o królestwie niebieskim, wzywa, by byli Jego świadkami. Obiecuje także Ducha Świętego – moc z wysoka, by im dopomóc w powierzonej misji.
Także i nam, Jezus Chrystus w swoim Kościele, w ciągu całego dotychczasowego okresu wielkanocnego przez świętą liturgię, słowo Boże potwierdza i przypomina o swym zmartwychwstaniu oraz wzywa do świadectwa, pójścia na cały świat.
Zarazem dzisiejsza Niedziela Wniebowstąpienia, jak mówi prefacja ma umocnić w nas nadzieję, że podobnie jak nasza Głowa – Jezus Chrystus również wejdziemy do niebieskiej ojczyzny. Jakimi jesteśmy świadkami Zmartwychwstałego i jakie jest w nas pragnienie nieba?
Jednym ze wspólnych wątków dzisiejszych czytań jest miejsce Apostołów i działanie Ducha Świętego, jakie przez nich się dokonuje w Kościele i świecie. W pierwszym czytaniu słyszymy o poważnym sporze w pierwotnym Kościele: poddawać nawróconych pogan obrzezaniu czy też nie? Tym, kto go rozstrzyga są ostatecznie Apostołowie. W drugim czytaniu słyszymy o Mieście Świętym, Jeruzalem, które „ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka”. Czyli eschatologiczne niebo zbudowane jest na fundamencie Apostołów. Ewangelia, mówi o działaniu Pocieszyciela (Parakleta), Ducha Świętego, które jednak przez Pismo Święte łączone jest w sposób szczególny (nie wyłączny) z działalnością Apostołów (por. np. Dz 2; J 20,22). Dzisiaj bardzo mocno próbuje się oddzielić działanie Ducha Świętego od instytucji Kościoła, Bożą chwałę od instytucji. O ile ich utożsamianie jest błędem, to rozdzielanie lub przeakcentowywanie tej rozdzielności jest błędem przynajmniej tej samej rangi. Dzisiejsze drugie czytanie pokazuje ścisły związek instytucji Kościoła nawet już w rzeczywistości eschatologicznej. Niech nigdy nie zabraknie w naszych sercach miłości do naszej Matki, jaką jest Kościół, nasz konkretny Kościół.
W drugim czytaniu z Apokalipsy autor w sposób symboliczny podstawia nam chwałę Miasta Świętego, Jeruzalem, czyli nieba. Wszystko zostaje określone jako „nowe”: „ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma”. Niektórzy myśliciele opierając się na tym fragmencie wyciągają wniosek jakoby nasze przyszłe życie, rzeczywistość eschatologiczna, nie miała mieć wiele wspólnego z tym, co doświadczamy teraz. Wszystko będzie nowe. Taki wniosek wydaje się jednak błędny, ponieważ oznaczałoby to, że wszystkie nasze relacje, uczynki miłości, doświadczenia, musiałyby zostać anihilowane, musiałyby zniknąć. To się nie zgadza także z prawdą wiary, że będziemy sądzeni. Nie ma sensu być sądzony ze zła uczynionego w rzeczywistości, która nie jest warta istnienia. Co więc oznacza nowa ziemia i nowe niebo? Oznacza, że przyszły świat przekracza nasze możliwości poznawcze. Dlatego autor stara się go opisać zaprzeczając temu, co złe w naszym świecie: nie będzie krzyku, żałoby, trudu. Mówi o tym, czym świat eschatologiczny nie będzie, bo nie sposób wyrazić wielkości jego szczęścia słowami naszej teraźniejszości.
Dzisiejsze drugie czytanie z Apokalipsy mówi o tych, którzy doświadczają chwały nieba. Przedstawieni zostali jako ludzie zebrani wokół tronu Bożego, ubrani w białe, którzy trzymają w swoim ręku palmy. Palma jest symbolem męczeństwa, ale także może oznaczać ucisk i ofiarę, którą święci ponieśli dla Chrystusa. Natomiast biała szata symbolizuje czystość. Ciekawe jest jednak to, że czystość ta nie została osiągnięta mocą ich trudu, ale ponieważ „opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili”. Czyli to Chrystus ich oczyścił, albo oni dali oczyścić się Chrystusowi. I wreszcie autor Apokalipsy mówi, że ich szczęście będzie polegało na tym, że „pasł ich będzie Baranek”, który nie pozwoli im więcej cierpieć, ale zapewni im szczęście. I dlatego to czytanie pojawia się dzisiaj, w Niedzielę Dobrego Pasterza. To interesujący obraz, ponieważ z reguły to pasterz pasie baranki, a tutaj Pasterz jest jednocześnie Barankiem. Stał się jednym z nas (baranków), aby oddać się za nas w ofierze (obmyć nas w swojej krwi) i doprowadzić do szczęścia. Błogosławieni, którzy Mu uwierzyli.
W dzisiejszym dialogu Piotra z Jezusem zmartwychwstałym Chrystus zadaje swojemu uczniowi to podstawowe pytanie: Czy kochasz mnie? W tekście greckim istnieje tu pewna gra słów, którą polski tłumacz próbował oddać przy pomocy słów „miłować” i „kochać”. „Miłować” odpowiada greckiemu agapao, czyli kochać bezinteresownie, tak jak Bóg kocha. Natomiast „kochać” ma wyrażać greckie fileo, czyli kochać po ludzku, lubić. W dwóch pierwszych pytaniach, Jezus pyta Piotra, czy kocha go miłością agape, Piotr odpowiada, że tylko po ludzku. W ostatnim pytaniu Mistrz pyta, czy Piotr kocha go po ludzku i Piotr potwierdza. Widać w tym dialogu pokorę Piotra, który po trzykrotnym zaparciu się Jezusa wie, że jego miłość jest szczera, ale bardzo ograniczona. I tak jest w przypadku każdego i każdej z nas, jeżeli kochamy Chrystusa. Zobaczenie tego otwiera nas na głębszą miłość, właśnie na agape, która jest darem Boga i od Niego płynie. Zwróćmy uwagę też na to, że już miłość ludzka, filia, wystarcza, żeby Jezus posłał Piotra, powierzył mu swój Kościół. Niech to będzie dla nas zachętą i wskazówką, abyśmy nie bali się stawiać w prawdzie przez naszym Zbawicielem.
Nie sposób nie dostrzec w obrazie z dzisiejszej Ewangelii podobieństwa do wizerunku Jezusa Miłosiernego, jaki został ukazany św. Faustynie Kowalskiej. Zmartwychwstały przedstawiony na płótnie, w delikatnym uśmiechu i w geście błogosławieństwa niesie orędzie pokoju do tych, którzy gromadzą się przed Nim. W tym wizerunku zdaje się jakby chciał wejść w nasze życie. Mówi całym sobą: „Pokój wam!”, ukazując jednocześnie swoje rany. Można odnieść wrażenie, że to właśnie w nich chce ukazać źródło prawdziwego pokoju, który rodzi się z Jego cierpienia, z tej gotowości dźwigania naszego grzechu. Mówi: „Pokój wam!”, błogosławiąc tych, którzy wbijają gwoździe w Jego ręce i nogi.
Jezus uczy nas dzisiaj, że tam gdzie kierujemy się w naszych wyborach i postępowaniu miłosierdziem, może rodzić się prawdziwy pokój. Jest to droga, którą On nieustannie podąża, droga czynienia pokoju poprzez Miłosierdzie. To na niej Chrystus pochyla się nad każdym człowiekiem, również nad tymi, którzy nie potrafią przyjąć gestu pełnego miłości, którzy tę Miłość Przedwieczną krzyżują. W Chrystusie staje się ona drogą każdego z nas. Jezus zaprasza i uzdalnia do odkrycia tajemnicy Miłosierdzia, jeśli tylko zdecydujemy się wziąć krzyż drugiego człowieka, krzyż jego grzeszności i słabości, nieraz głęboko nas raniącej.
W Niedzielę Wielkanocną, kiedy stajemy wobec symboli upamiętniających śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, prawda o życiu, które pokonało śmierć i zarazem o śmierci, która prowadziła do życia, wybrzmiewa wyraźniej i czytelniej niż w jakimkolwiek innym dniu. Przypomina nam, że zgoda na śmierć, jest konieczna w wymiarze naszego codziennego zmagania się z grzechem i słabością, ze „starym człowiekiem” z jego namiętnościami i pragnieniami. Tam gdzie człowiek umiera w egoizmie i pysze, gdzie zadaje śmierć swoim pożądliwością, rodzi się życie, które swe źródło czerpie z miłości. Gdy ziarno pszenicy wpadłszy w ziemie obumiera, przynosi plon obfity – zapewnia nas Chrystus.
Dzisiaj pusty grób zaprasza nas do przyjęcia postawy, w której będziemy gotowi tracić swoje życie, tak aby je odnaleźć. Pamiętając, że tylko ci, którzy decydują się iść wąską drogą odnajdują życie. Warto zobaczyć, że czasem żyje się nam tak trudno, ponieważ odrzuciliśmy prawdę o tym paradoksie śmierci, z której rodzi się życie. Chrystus został umęczony, zabity i zmartwychwstał, aby otworzyć nam drogę do pełni prawdziwego życia, które ukształtowało się w Jego ofiarniczej śmierci. Dlatego żyjąc w czasach kiedy podważa się sens tej męki, potrzeba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, świadomej zgody na obumieranie, które zniszczy w nas grzech. Potrzeba tej perspektywy życia, która sięga dalej niż doczesność. „Dążcie zatem do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu”.
Czytając dzisiejszą Ewangelię, opisującą wjazd Jezusa do Jerozolimy, można odnieść wrażenie, że za powierzchowną pełną radości atmosferą tego wydarzenia, skrywa się smutek. Dobrze tę prawdę ukazał Roman Brandstaetter, w książce „Jezus z Nazaretu”. Przywołując na kartach swojego dzieła obraz tego wydarzenia, opisuje Jezusa, którego postawa wyraźnie kontrastuje z pełnym radości tłumem. Cechą radości jest spontaniczność i prostota, tutaj wszystko zdaje się być wcześniej zaplanowane. Nawet krzyczący tłum. Widzimy, że Jezus nie szuka tego hura optymizmu, w którym nie jeden mógłby odnaleźć swoje pięć minut. Nie chce, aby otaczały Go rzesze bezimiennych ludzi. Jezus nie cieszy się z tej chwili, bo wie jak nastroje tłumu są ulotne i zmienne. Nie ma On złudzeń dokąd prowadzi Go ten rozkrzyczany tłum. Teraz, pełni radości, uznają w nim Mesjasza, Proroka. Jednak wystarczy kilka dni, aby wielu z nich, podburzonych przez Faryzeuszy, zaczęło krzyczeć: Na krzyż z Nim!.
Na drodze krzyżowej Jezusa stają różne osoby, wielu bezimiennych tworzących tłum, którym łatwo można manipulować. Niektórzy z nich zostaną wciągnięci w dramat tej sceny, stając się jej aktorami. Jedni uczynią to dobrowolnie, inni zostaną przymuszeni. Niezależnie jednak od tego, dlaczego pójdą drogą krzyżową, każdy z nich na niej spotka Jezusa. Stanie przed Nim twarzą w twarz, przestając być częścią tłumu. Będzie miał szansę podjąć decyzję, która go określi. Udzieli świadomej zgody uczestnictwa w tej drodze za Jezusem.
Z tłumem mogę iść wszędzie, nie jest to trudne. Daje to korzyści, bo dzięki temu nie będę wyobcowany, mogę czuć się bezpiecznie, być uznany za normalnego. Jezus zaprasza do pójścia za Nim tych, którzy będą gotowi wyjść z porządku tłumu, jaki narzuca świat. Porządku poprawności i jedynego właściwego sposobu myślenia. Jakże często ten scenariusz wydaje się być powtarzany w życiu każdego z nas. Umęczony Mistrz wciąż próbuje wyrywać nas z miejsca w tłumie. Pragnie, abyśmy się stali częścią Jego niezwykłego Planu Zbawienia. Tylko od nas zależy, czy zdobędziemy się na odwagę i pójdziemy za Nim. Podejmując odpowiedzialność za powierzonych nam ludzi i sprawy. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest w to wpisany ciężar i trud wierności wartościom, za które umiera nasz Nauczyciel. Tutaj nie ma znaczenia, czy podejmiemy je całkowicie dobrowolnie, jak uczyniła to Weronika, czy przymuszeni jak Szymon. Ważne jest, czy otworzymy swoje serce i oddamy się z zaufaniem w ramiona Boga, wyznając: Ojcze w ręce Twoje oddaję ducha mego!
Bóg pisze na krzywych liniach ludzkich planów. Prawdę o tym dobrze ukazuje historia cudzołożnicy z dzisiejszej Ewangelii. Uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzając ją do Jezusa, chcą sprowokować Go do wydania opinii, która mogłaby być powodem oskarżenia Nauczyciela. Sądzą, że stanowisko jakie wyrazi Jezus, zarówno próba obrony, jak i osądzenia tej niewiasty, będzie mogła im posłużyć jako pretekst do ośmieszenia Jezusa. Dążąc do tego nie liczą się z konsekwencjami jakie dotkną kobietę. Jest ona dla nich tylko środkiem do osiągnięcia celu. Jezus jednak wykorzystuje tę sytuacje dla jej dobra. Jej grzech i słabość nie jest dla Niego problemem, ale wezwaniem do miłości, gotowej przebaczyć. W tej scenie możemy odnaleźć zapowiedź nowej logiki wiary, wezwania, które proroczo wypowiada Izajasz: Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej; pojawia się właśnie.