Czy jest coś złego w byciu „największym”? Nie ma nic złego. W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus przypomina jednak Apostołom, że jest to duże wyzwanie. Ktoś, kto dostaje od Boga władzę nad innymi: czy to przez swoje zdolności, czy to przez sprawowany urząd lub pozycję społeczną, czy to przez bogactwo, ma tego używać dla służby innym. Wielu natomiast o tym zapomina, lecząc kompleksy, niskie poczucie własnej wartości czy karmiąc swoją zachłanność. Ktoś słusznie zauważył, że klasę danego człowieka można poznać, kiedy otrzyma on władzę. Dopóki człowiek musi się z kimś liczyć, kogoś boi, to może udawać uprzejmego, kulturalnego, uczynnego. Jego prawdziwe oblicze wychodzi, kiedy staje przed kimś bezbronnym: mniej zdolnym, biedniejszym lub podlegającym jego władzy. Może to być nawet bardzo mała władza np. pani urzędniczki w okienku. Ale wtedy okazuje się, czy ktoś jest naprawdę wielki jako człowiek.
Bycie „największym” jest czymś dobrym, ale i zobowiązującym, ponieważ Jezus Chrystus, Król wszystkich czasów, utożsamia się z tymi najbardziej bezbronnymi: „Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mk 9,37).
ks. dr Maciej Raczyński-Rożek