Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Jestem przekonany, że wielu z nas te słowa Jezusa mogą zadziwiać i trudno nam je zrozumieć. Raczej przyzwyczailiśmy się, że jest On tym, który niesie pokój. Jezus jest realistą, największym jaki chodził po tej ziemi, bo doskonale zna i rozumie naszą naturę zranioną grzechem. Zna świetnie, nawet osobiście źródło grzechu i zła. Grzechu, który wprowadza nieład, który burzy Boży porządek. Jezus zdaje sobie sprawę z tego, że nasza natura została zraniona grzechem, którego skutki nosimy w sobie po dzisiejszy dzień. Tej prawdy doświadczamy każdego dnia. Bo jakże często chcemy dobra, którego nie potrafimy wykonać. Wiemy co należy czynić, ale tego nie robimy, bo jest w nas słabość paraliżująca naszą wolę. Tak ukazuje się kondycja naszej natury, która nie zawsze jest gotowa podążać za wiarą. Dlatego nie wykonujemy tego dobra, które powierza nam Pan, ale wybieramy jego brak tworzący środowisko grzechu, które niczym błoto nas brudzi.
Jezus przychodzi i próbuje nas wyswobodzić z tego umazania grzechem, które ogranicza nasze życiowe siły i nas pochłania. Przynosi ogień, mający moc wypalić grzech i ograniczyć jego skutki. To ogień miłości, którą rozpala w naszych sercach, mającej moc pokonać zło grzechu.
To zadanie również Chrystus powierza swoim uczniom. Pragnie, abyśmy się stali żywymi pochodniami, które będą niosły Jego ogień. Wierność Bożej prawdzie, wartością które nam ukazał Chrystus, będzie nas kosztować. Ta nasza postawa wierności Bogu nie raz będzie wprowadzała nieład w świecie, który poprzez kompromisy próbuje zakrywać błoto grzechu. Chrześcijanin idąc za Chrystusem powinien być gotowy w nie wejść tak, aby ogniem, który nosi w sobie to błoto grzechu wysuszyć, aby nie mogło nikogo pochłonąć.
Ks. Maciej Czapliński