W tym okresie Wielkiego Postu powinniśmy prosić Chrystusa, aby mocą swojego Ducha ożywiał obszary pustynne naszego serca, aby przywracał w nich życie i Bożą obecność. Aby całe nasze serce biło na chwałę Pana Boga.
W tę ostatnią niedzielę karnawału Pan Jezus stawia przed nami problem hierarchii wartości w naszym życiu.
„Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!”
Mamona oznacza rzeczy i wartości materialne, które tak bardzo zaprzątają głowę i serce człowieka, że praktycznie brak w jego duszy miejsca dla Pana Boga i bliźniego. O sprawy doczesne troszczyć się trzeba, ale rzecz w tym, aby nie pochłonęły nas tak dalece, iż wezmą nas w posiadanie i duchowo zniewolą. Staną się bożkami, które nic nie dają, a zabierają sercu pokój, miłość i wolność. Spustoszone serce tworzy wtedy własną wizję szczęścia, własną nie-Bożą moralność. Odchodzi stopniowo od Pana Boga – odchodzi od Źródła i Sensu. Rodzi się duchowy smutek, gorycz, zmęczenie, zniechęcenie.
Chodzi zatem o powrót do owego prymatu „być” nad „mieć”. Pan Jezus walczy nieustannie o nasze „bycie” dzieckiem Bożym, szczęśliwym, duchowo twórczym. Wolnym od grzechu, a odkrywającym swoje nieskończone perspektywy w Bogu, który jest Miłością.
„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane”. Zaufać Panu Jezusowi, zachwycić się Nim, służyć Jemu i bliźnim – jak ś.p. Helenka Kmieć z Libiąża – misyjna wolontariuszka, Boża bohaterka naszych dni, zamęczona w Boliwii, a świecąca coraz mocniej…
W najbliższą środę przyjdziemy do kościoła, aby w pokorze przyjąć popiół na nasze głowy na znak rozpoczęcia Wielkiego Postu. Oto czas łaski – oto czas przemyślenia swojej hierarchii wartości. Jej reformy.
Ks. Robert Mikos
A Pan Bóg zawsze miłuje nas, także wtedy, gdy grzesząc, wybierając zło, stajemy się Jego nieprzyjaciółmi.
On sam daje przykład takiej miłości. On „zapala słońce nad złymi i dobrymi”, nigdy nie męczy się w przebaczaniu – nie chce śmierci grzesznika, ale żeby wrócił i żył. Nasza trudna, ale naprawdę możliwa miłość nieprzyjaciół, jest wyrazem miłosierdzia, na wzór tego Bożego. Często powtarzamy w Modlitwie Pańskiej słowa: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”. To zobowiązujące. Uwolnić się – mocą Ducha Świętego, dotykającego głębin naszego serca – od nienawiści, realizować owo ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ.
Odczytać i zrozumieć, że Pan Bóg pragnie zbawić WSZYSTKICH. A realizacja przykazania miłości nieprzyjaciół to współpraca ze Stwórcą w tym Jego pragnieniu – by stało się naszym. Oto wyobraźnia Miłosierdzia.
Ks. Robert Mikos
W miniony czwartek, obchodząc święto Ofiarowania Pańskiego – Matki Bożej Gromnicznej, przyszliśmy do kościoła z gromnicami. Świece te symbolizują Jezusa Chrystusa – Światłość świata.
A w dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus mówi nam, że to my jesteśmy światłem świata i solą ziemi. Mocne i wymagające słowa. I nasze zadanie.
Jak chrześcijanin ma być światłem w świecie zagmatwanym i nieprzejrzystym, w którym doświadczamy diabelskiej pomroczności? Jak być solą dla innych, nadawać duchowy smak i chronić przed zepsuciem – pomóc zachować pozytywne, duchowe właściwości? Gdy wielu ochrzczonych żyje bez wyrazu, ich codzienność nie różni się od życia ludzi bezbożnych?
Pokazują to święci, szczególnie męczennicy, także współcześnie prześladowani chrześcijanie. Oprawcy chcieli zgasić ich światło przemocą fizyczną, a oni po śmierci świecą mocniej.
Trzeba nam wrócić do Pana Jezusa – jedynego Światła, które jest niezwyciężone i rozprasza wszelkie ciemności. Brać tę Światłość, nią żyć, aby światu świecić. Świecić miłością, miłosierdziem, dobrem… Czyli osobisty przykład, świadectwo czynu. Przemawiać życiem, stać się Dobrą Nowiną. Nawrócenie prowadzi do Światła, aby skutecznie oświetlać siostrom i braciom drogę do Ojca w niebie.
"Żyj tym, co zrozumiałeś z Ewangelii, choćby to nawet było niewiele, ale żyj tym!" (Brat Roger Schutz)
Ks. Robert Mikos
Jeśli jestem z Nim, to wszystko w moim życiu może być drogą do szczęścia.
Ks. dr Michał Dubicki
Słyszymy dziś w Ewangelii opis powołania pierwszych uczniów: Piotra i Andrzeja. Każdy człowiek także jest powołany przez Boga do świętości. Bez względu na to, czy jest małżonkiem, kapłanem czy osoba zakonną. Wszyscy mamy zmierzać do świętości, czyli przyjaźni z Bogiem. Hebrajskie słowo Kadosz tłumaczy się jako święty, ale także inny. Trzykrotne wypowiedzenie go w czasie śpiewu w liturgii „święty, święty, święty”, oznacza użycie stopnia najwyższego, a więc „Najświętszy”, jak również „najbardziej inny”. Dzisiejsze 1 czytanie pokazuje nam, że Bóg naprawdę jest inny, a „Jego myśli nie są myślami naszymi, ani nasze drogi, Jego drogami”. Patrząc na działanie i wybory Boga, nie da się nie powiedzieć, że są zaskakujące. Jest nawet takie powiedzenie, „jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz Mu swoje plany”.
Dzisiejsze Słowo Boże pokazuje nam, byśmy nie narzucali Bogu naszych schematów myślenia, a zaczęli uczyć się Jego sposobu myślenia, czyli zgadzania się z Jego wolą.
A gdy się już tak zacznie dziać, to możemy wówczas mówić o metanoi, czyli zmianie sposobu myślenia, czyli nawróceniu się.
Ks. dr Michał Dubicki
Jan Chrzciciel widzi Jezusa w perspektywie historii zbawienia, a siebie jako sługę Bożego. Nazywa Go imionami, które wyrastają z proroctw Starego Testamentu. I tak określa Go jako Baranka paschalnego, którego krew chroniła domy Izraelitów. Dalej nazywa pokornym Sługą Jahwe z Księgi Izajasza. Sługą Jahwe, w którego ranach jest nasze zdrowie. I wreszcie mówi o wytęsknionym Pomazańcu (gr. Christos), Synu Bożym, na którym spoczywa Duch Boży. Jan Chrzciciel wskazuje na Jezusa i mówi, że przyszedł „chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi”. Słyszymy więc dzisiaj o powołaniu i misji. Słowo Boże pokazuje nam, że jesteśmy zaproszeni do tego, żeby być w życiu światłem, apostołem i znakiem.
Każdy z nas jest wezwany do dawania świadectwa o Zbawicielu na wzór św. Jana Chrzciciela.
Byśmy mogli wypełnić tę misję, Pan Jezus karmi nas swoim Ciałem. Mamy iść do ludzi, aby być znakiem, który będzie wskazywał, że jest Ktoś kto ich kocha i ma naprawdę dobrą obietnicę dla ich życia. On umacnia nas do oddawania życia dla Boga.
Stańmy dziś przed Panem z sercem czystym i otwartym, abyśmy mogli je napełnić Jego mocą, siłą Miłości.
Ks. dr Michał Dubicki
Jezus schodzi do najniżej położonych miejsc w Twoim życiu, w Twoim sercu, do depresji Twojego życia, do tego, co jest Twoim grzechem, do tego, czego się wstydzisz i nie chciałbyś nawet o tym mówić. Jezus bierze wszystkie grzechy na siebie, nie chce abyś był smutny i samotny, On pragnie Twojego zbawienia.
Możesz oddać Jezusowi te sytuacje Twojego życia, które Cię przygniatają, a zobaczysz jakich wielkich cudów dokona Jezus w Twoim życiu.
W czasie dzisiejszej Eucharystii znów rozlegnie się głos Boga w liturgii słowa i znów stanie pośród nas Jezus Chrystus.
Tylko czy chcesz pozwolić Jezusowi, aby działał w Twoim życiu?
Ks. dr Michał Dubicki
Od samego początku ziemskiego życia Syn Boży narażony był na liczne niebezpieczeństwa: Jego narodzenie w warunkach uwłaczających godności nie tylko Boga, ale także człowieka, niebezpieczeństwo ze strony Heroda, konieczność ucieczki do Egiptu, wreszcie powrót do rodzinnego kraju i dalsze obawy Maryi i Józefa o bezpieczeństwo małego Jezusa.
Może nas dziwić, że Bóg powierzył życie swojego Syna w ręce ludzi. Wyjątkowych, świętych, ale zawsze ludzi.
Obchodząc święto Świętej Rodziny, bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy pochylić się nad tajemnicą tej wyjątkowej rodziny. Choć jej życie, w swej zewnętrznej formie, nie odbiegało od stylu życia ubogich rodzin tamtej epoki, to jednak było w niej coś wyjątkowego, co wyróżniało ją od innych rodzin. Nie trzeba być teologiem, aby niemal intuicyjnie stwierdzić, że tą wyjątkową cechą Świętej Rodziny było jej oddanie się Bogu i troska o najcenniejszy skarb, jaki Bóg powierzył ludzkości – swojego Syna. To wokół Niego koncentrowało się życie Maryi i Józefa, to On nadawał sens ich wysiłkom i staraniom w przezwyciężaniu trudności.
Niech dzisiejsze święto będzie dla nas wszystkich zachętą do zaproszenie Jezusa do naszych rodzin. Nich On stanie się źródłem prawdziwej miłości małżeńskiej i rodzicielskiej.
ks. dr Waldemar R. Macko
Za dwa dni będziemy obchodzić uroczystość Bożego Narodzenia. Spełni się to, co Anioł zwiastował Najświętszej Maryi Pannie: że stanie się Matką Zbawiciela.
Dzisiejsza Ewangelia mówi nam jednak o innym zwiastowaniu. Anioł przyszedł we śnie do Józefa, aby oznajmić mu wolę Boga względem Maryi i niego, by nie bał się wziąć do siebie swej małżonki.
Józef, człowiek sprawiedliwy, w cudowny sposób został wprowadzony w tajemnicę Bożego wcielenia, tajemnicę odkupienia ludzkości. Od tej chwili on również ma swój udział w realizacji Bożego planu zbawienia. Tak jak Maryja wypowiedziała swoje „fiat”, tak i Józef podporządkował się woli Stwórcy. W ręce tych dwojga został złożony najcenniejszy skarb ludzkości – Boże Dziecię. Oni miłowali Boga nade wszystko i Jemu zawierzyli swoje życie, którego centrum stał się Jezus.
Gdy w noc wigilijną, w gronie rodziny, zasiądziemy przy wspólnym stole, pamiętajmy, jaką tajemnicę celebrujemy, a od Maryi i Józefa uczmy się zawierzać trudne sprawy Bogu.
ks. dr Waldemar R. Macko
Dla wielu ludzi postawa faryzeusza wobec Boga jest wzorowa. Jest dobrym, pobożnym, gorliwym i uczciwym człowiekiem. Nie dopuszcza się żadnych przestępstw i nikogo nie oszukuje. Dlaczego więc Jezus ukazuje faryzeusza jako postać negatywną? Czy to nie celnik należy do grupy „zdzierców, oszustów i cudzołożników”, a więc do tych, którzy nie mają czego szukać u Boga?
Logika Boża jest jednak inna niż ludzka. Dla Boga liczy się nie tylko to, co człowiek robi, ale przede wszystkim dlaczego. W modlitwie faryzeusza on sam jest w centrum. Wszystkie dobre uczynki spełnia dla własnej satysfakcji i aby móc powiedzieć o sobie, że jest dobrym człowiekiem. Od Boga oczekuje uznania swojej szlachetności i wspaniałomyślności. Postawa faryzeusza jest więc fałszywa, ponieważ nie akceptuje on swojej grzeszności, a dobre uczynki spełnia interesownie.
Celnik natomiast zdaje sobie sprawę z tego, że jest grzesznikiem. Widzi zło, które popełnia, i wie, że jedyne, na co może liczyć ze strony Boga, to nie nagroda, lecz miłosierdzie. Stąd jego modlitwa jest błaganiem o przebaczenie. Jezus pokazuje, że to właśnie postawa uznania swojej grzeszności i wiary w Boże miłosierdzie jest jedyną drogą prowadzącą do Boga.
ks. Marcin Loretz
Kolejną już niedzielę słyszymy naukę Pana Jezusa w formie przypowieści. Dziś pojawia się przypowieść o bogaczu i żebraku.
Bogaty i ubogi z dzisiejszej Ewangelii to wcale nie bogaty i biedny materialnie. W języku biblijnym „bogaty” nie oznacza człowieka posiadającego wielkie dobra materialne, chyba że wyraźnie wskazuje na to kontekst. Bogaty to przede wszystkim człowiek, który żyje bez Boga. Dobra ziemskie są dla niego bogiem lub Boga mu zastępują. To nie jest człowiek moralnie zły, ale żyjący tylko dla siebie. Nie został potępiony za swoje bogactwo, ale za swoją obojętność.
Z drugiej strony widzimy postać Łazarza, który po ziemskiej niedoli otrzymuje radość Nieba. Wszystko, co o nim wiemy, to, że był biedny i nazywał się Łazarz. Podanie imienia biedaka wskazuje na to, że bieda ludzka nigdy nie jest pozbawiona twarzy i ma swoje konkretne imię. Oznacza to, że cierpienie człowieka nigdy nie pozostaje obce Bożemu sercu. Całe Pismo Święte, a zwłaszcza Ewangelia pokazują nam świadectwo Bożej troski o ubogiego. To sam Pan stoi na straży ubogich, a nawet się z nimi utożsamia.
Dzisiejsza Ewangelia ma także wątek eschatologiczny. Choć nie rozstrzyga wprost o istnieniu nieba i piekła, to jednak jasno wskazuje na życie pozagrobowe, na wieczną nagrodę lub karę. Słowo Boże mówi nam, byśmy nie szukali jakichś dowodów empirycznych na życie wieczne. Niech nam wystarczą słowa samego Chrystusa Pana. Jeśli one nam nie wystarczą, to choćby ktoś z umarłych przyszedł, też nie przekona nas o istnieniu życia po śmierci. Potrzebna jest żywa wiara i zaufanie do Jezusa.
„Wierzę, coś objawił Boże, Twe słowo mylić nie może.”
ks. dr Michał Dubicki
Leandro da Ponte Bassano, „Bogacz i Łazarz” (1590-95)
Dzisiejsze słowa Ewangelii należą do twardych i trudnych. Jednak trudne słowa i żądania Pana Jezusa trzeba zawsze wyjaśniać w kontekście całej Ewangelii i w świetle czynów Jezusa. Należy również wziąć pod uwagę język i duch semicki, w jakim powstały Ewangelie. Jezus, zwracając się do ówczesnych ludzi, używał obrazów, przypowieści i porównań.
Zdanie, żeby mieć w nienawiści swego ojca i matkę, oznacza, że należy miłować ich mniej niż Jezusa. A mówiąc pozytywnie, więcej należy miłować Jezusa niż swoich bliskich.
W wezwaniu tym nie chodzi o nienawiść w potocznym rozumieniu tego słowa, lecz o hierarchię miłości w życiu ucznia Pańskiego. To, że kogoś kocham, nie może oznaczać, że kocham wszystko to, co on czyni. Jeśli naprawdę kogoś kocham, to boli mnie zło, jakie czyni osoba przeze mnie kochana. A jeżeli ojciec lub matka, mąż lub żona, albo rodzone dziecko oczekują ode mnie jakiegoś zła, to wcale nie muszę się na to zgadzać. Bo tylko wtedy prawdziwie kocham moich najbliższych, jeżeli kocham ich w Bogu. Tak jak to pięknie określił jeden ze świętych: „Jeżeli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu”.
ks. dr Michał Dubicki