Niepokorny i Adoracja, czyli świadectwo nielukrowane – 10.01.2019 rok.

Na przeciwko mnie siedzi wysoki, barczysty mężczyzna. Krótko ścięte włosy, t-shirt pomimo siarczystego mrozu na zewnątrz. Maciek za kilka dni kończy 35 lat.

Podczas naszej pierwszej rozmowy przez telefon, kiedy umawialiśmy się na wywiad, powiedział:

Dopiero niedawno to ogarnąłem. Te wszystkie zależności, całą sekwencję zdarzeń. Adoracja Jezusa uratowała moje życie. Gdyby nie to, pewnie by mnie tutaj dzisiaj nie było. Ani mnie, ani mojego małżeństwa. Od kiedy ruszyło Bractwo Adoracyjne, nie opuściłem chyba żadnej adoracji, choć diabeł kusił jak mógł, żebym sobie odpuścił. Po adoracji wszystko jakby sprzysięgało się, żebym zszedł na manowce. Z powrotem w grzech, żeby mi potem powiedzieć- jesteś zerem. Udało się wytrwać. To Jezus jest źródłem tej siły, przecież nie ja.

Kiedy podczas spotkania proszę go o rozwinięcie wątku, chwilę milczy, po czym słowa padają szybko. Krótkie, urywane zdania:

Robię w życiu porządki. Na całość, nie jakieś tam półśrodki. U mnie wszystko musi być na maksa. Tak-tak, nie-nie. Pomimo olbrzymiej determinacji do tej pory samemu nie udawało mi się spójnie uporządkować wszystkich sfer życia. Jakby brakowało spoiwa – sfery duchowej. Poza tym udało nam się przetrwać kilka kryzysów w małżeństwie. To dzięki Adoracji Jezusa. Dzięki Niemu jestem ponad te wszystkie trudności. Ponad emocje, ponad swoje własne ego.

Dalsze przykłady zmian dzięki adoracji? Zawsze wiedziałem, co jest dobre, a co złe. Wiedziałem, kiedy grzeszę. Obiecywałem sobie i Bogu poprawę – i znowu upadek. Taki rollercoaster. To mnie wykańczało, ale nie byłem w stanie nic z tym zrobić. Teraz mam siłę przeciwstawić się złym skłonnościom. To dla mnie wielka rzecz.

Z żoną zawsze uczestniczyliśmy razem w Eucharystii, ale brakowało wspólnej modlitwy. Każdy modlił się za drugiego gdzieś w swoim kącie, w swoim czasie. We mnie był opór, żeby zaproponować jej wspólne klęknięcie przed Bogiem. Trzeba było druzgocącej diagnozy – ciężka wada serca zagrażająca życiu naszego nienarodzonego dziecka – żebyśmy razem padli na kolana. Teraz regularnie modlimy się razem.

Chciałem zostać porządnym facetem

Zawsze żyłem szybko, intensywnie. 11 lat w zawodowej koszykówce, studia, praca, imprezy. Wszystko naraz. Kilka znaczących „przypadków” – będąc studentem, w Nowym Jorku na siedzeniu pustego autobusu w środku nocy znalazłem obrazek Jesus- I trust in you. To był czas przemian, chciałem skończyć z rozrywkowym trybem życia, zostać porządnym facetem. Ten obrazek to był początek dobrych zmian. Włożyłem go do portfela i od tamtej pory się z nim nie rozstaję. Taka drobna różnica – od tego momentu nie zdarzyło mi się zgubić dokumentów, a wcześniej – notorycznie. Kilka miesięcy później ten obrazek i szczera rozmowa z Bogiem uratowały mi życie – wyszedłem bez szwanku z poważnego wypadku samochodowego. Potem małżeństwo z kobietą mojego życia. Wielka miłość i… wielkie tarcia, od początku małżeństwa. Przywiązanie do intensywnego życia towarzyskiego omal nie przypłaciłem rozbiciem związku. Z jednej strony wiedziałem, gdzie jest dobro, ale zło cały czas brało górę. Nierówna walka. Ale Pan Bóg miał wobec mnie inne plany. Chciał mnie nakarmić Sobą, wzmocnić, żebym stał się naprawdę gotowy do odpowiedzialnej roli męża i ojca. Dlatego przyprowadził mnie tutaj, do świętej Anny na Adorację.

Wiosna 2016 – parafię Św. Anny odwiedza starsza pani o żywotności nastolatki, która z pasją opowiada o adoracji. Biorę wtedy taką karteczkę z deklaracją, ale przez wiele miesięcy nic z nią nie robię. Cały czas czuję przynaglenie, żeby zacząć adorować. Dopiero po Dniach Młodzieży i dwóch pielgrzymkach do Gietrzwałdu wrzucam deklarację do pudełka. Wtedy dzwoni superior bractwa i już się nie waham. Wchodzę w to. Od jesieni 2016 adoruję na stałe.

Jezus tyle razy mnie ratował, to jak ja mógłbym się teraz Jego wstydzić?

Kiedy siła dana przez Jezusa pomogła mi uporządkować siebie, zaczęły się ataki na naszą jedność małżeńską. Jak przetrwaliśmy to wszystko? To kolejny przykład Jego działania to cud. Wiele razy musiałem wznieść się ponad swoje emocje, schować do kieszeni swoje męskie ego i iść dalej. Aż się dziwię, że to się udało, bo to wcale nie leży w mojej naturze.

Poproszony o świadectwo do „Klimatów św. Anny” byłem w zasadzie gotowy. To nie stało się przypadkiem. Wiedziałem, że łaski otrzymałem nie po to, żeby je ukryć. Mam się tym dzielić. Kiedyś dam świadectwo publicznie.

Autostrada do nieba

Adoruję w piątki rano. Lubię wcześnie wstawać, lubię piątki, lubię Drogę krzyżową i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Ale piątki wieczór to czas imprez. Kilka razy parę godzin po Adoracji przeżyłem autentyczną walkę. Wszystko układało się tak, abym znów upadł. To nie przypadek. Kiedy decydujesz się budować swoje życie z Jezusem, zbliżasz się do Niego w swojej codzienności, diabeł dostaje szału. Wytacza swoje najcięższe działa, bo wie, że za chwilę bezpowrotnie cię straci. Jest wiele dróg prowadzących w dobrym kierunku – jedne są szybsze, drugie wolniejsze. Adoracja to autostrada bez zakrętów prowadząca prosto do celu. Przestajesz krążyć, na pewno nie zabłądzisz, bo twoim kierowcą jest Jezus – jeśli tylko Mu na to pozwolisz. Jeśli Mu się zawierzysz, On nie wypuści Cię ze swojej ręki. Został nam dany, żeby dowieźć nas na zielone pastwiska. Choćby nie wiem co, z Nim jesteś bezpieczny.

Spisała: Anna Saczuk