Autor księgi Mądrości mówi dziś o Bogu: „Miłujesz bowiem wszystkie byty, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś” oraz dodaje „Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał”.
To słowa ogromnej wagi dla każdego z nas, a szczególnie dla tych, którzy przeżywają obecnie jakieś trudne chwile podważające wręcz sens i celowość ich życia. Bóg przypomina nam, że powołał nas do życia z miłości. Pan przypomina nam, że skoro nasze życie doczesne wciąż trwa to znaczy, że On tego chce.
Jednak, gdyby pomimo tych zapewnień Boga, zły duch – przeciwnik naszego zbawienia próbował nam wmówić, że może dotyczą one innych, niektórych ale nie nas. Słowa Psalmu: „Pan jest dobry dla wszystkich i podnosi wszystkich zgnębionych” nie pozostawiają wątpliwości że dotyczą one wszystkich. Nie wątpmy, więc w sensowność naszego życia w każdej sytuacji.
„Pan jest sędzią, który nie ma względu na osoby” mówi nam dzisiaj pierwsze czytanie z księgi Mądrości Syracha, a św. Paweł dopowiada, że Bóg jest sprawiedliwym Sędzią. To pocieszająca prawda o Bogu w kontekście nas – ludzi.
Nasze pochodzenie, status społeczny, wykształcenie, zdolności, poziom inteligencji, nasze upadki i grzeszność nie są przeszkodą dla Boga, by nas usprawiedliwić, by być blisko nas.
Jest jednak coś co nas na Boga otwiera lub zamyka, robi przestrzeń dla Jego działania lub wręcz przeciwnie. Służba Panu z upodobaniem, pokorna modlitwa, skruszone serce, postawa na wzór celnika otwiera nas na Boga. Zadufanie w sobie, pycha, buta, próżność, pogardzanie innymi, postawa na wzór faryzeusza przeciwnie, zamyka nas na Boże działanie.
Prośmy dzisiaj słowami celnika: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika” o właściwą postawę przed Bogiem.
„Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. To dramatyczne pytanie Jezusa, które pada w kontekście wezwania do wiernej i nieustającej modlitwy wskazuje na ogromne znaczenie wiary w naszym życiu. Słowo z dzisiejszej niedzieli ukazuje jej wpływ na wiele wymiarów naszego życia.
Jest to wymiar modlitwy. Tylko ten, kto wierzy w Boga podejmuje modlitwę. Tylko ten, kto wierzy w Boga – troskliwego Ojca podejmuje wytrwałą, pełną ufności modlitwę.
Jest to wymiar stosunku do Pisma świętego. Tylko człowiek wierzący uważa Pismo święte za „natchnione przez Boga i pożyteczne”. „Pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do wychowywania w sprawiedliwości”. Szanuje je i znajduje dla niego szerokie zastosowanie.
Jest to wymiar świadectwa. Tylko ten, kto wierzy w „Chrystusa Jezusa , który będzie sądził żywych i umarłych” będzie głosił Dobrą Nowinę, głosił ją w każdej sytuacji, napominał, podnosił na duchu. Czy Chrystus już dziś znajduje wiarę u mnie?
„Jak długo, Panie, mam wzywać pomocy – a Ty nie wysłuchujesz? Wołam do Ciebie: Na pomoc! – a Ty nie wysłuchujesz”. Dwa razy, zdanie po zdaniu pojawia się zarzut Proroka, że Pan nie przychodzi mu z pomocą, gdy on uporczywie woła. To poważny zarzut, bo uderza w istotne przymioty Boga, takie jak to, że jest dobry, sprawiedliwy, troszczy się o człowieka.
Myślę, że podobne odczucia wobec Boga mogą pojawiać się w naszym życiu, na skutek różnorodnych, trudnych doświadczeń, ale jako „porządni” katolicy nie mamy odwagi tak szczerze stawać przed Panem. Dziś Bóg przez proroka Habakuka chce nas zachęcić do postawy szczerości przed Nim.
Zarazem potwierdza, że jest sprawiedliwy i nie jest mu obojętny los człowieka i to jak postępuje: „Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności”. Jedynie wzywa do cierpliwego oczekiwania, aż wszystko co zamierzył się wypełni. Bądźmy więc cierpliwi, rozpalajmy w sobie na nowo charyzmat Boży i prośmy o głębszą wiarę.
Czytając dzisiejszą przypowieść o bogaczu i Łazarzu można by zadać sobie pytanie: czy Łazarz poszedł na łono Abrahama, ponieważ był nędzarzem, a bogacz do otchłani, ponieważ był bogaczem? Tak by wynikało z tekstu: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz w podobny sposób – niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz”. Byłoby to jednak niesprawiedliwe. Tę przypowieść należy więc czytać w kontekście proroctw Starego Testamentu. Wielokrotnie prorocy byli posyłani, aby wezwać do nawrócenia bogaczy i przywódców ludu, gdyż ci bogacili się kosztem ubogich, nie zważając na ich los. Biedni nie mając pieniędzy musieli zapożyczać się u bogatych. Następnie tracili ziemię, a nie mając ziemi nie mogli już zarabiać, więc stawali się niewolnikami. To, co sprawiło zatem, że bogacz znalazł się w otchłani to jego obojętność na los nędzarzy, których obrazuje Łazarz leżący u jego drzwi.
Strzeżmy się obojętności na cierpienie drugiego. Ta bowiem może nas pozbawić ludzkich odruchów. Ewangelia ukazuje ten upadek człowieczeństwa pozostawiając bogacza bez imienia. Uczmy się mądrej wrażliwości na potrzeby bliźnich, abyśmy mieli udział w chwale nieba.
Dzisiejsza ewangelia jest dobrym przykładem tego jak należy czytać przypowieści. Albo jeszcze bardziej jak nie należy czytać przypowieści. Nie można traktować przypowieści jako ścisłego i całościowego przekazu nauczania Bożego. Przypowieść jest obrazem, który pokazuje tylko wyrywek rzeczywistości. Inaczej należałoby zrozumieć, że Zbawiciel zachęca nas do bycia nieuczciwy-mi, albo „sprytnymi” według logiki tego świata, jak rządca z przypowieści. Taka interpretacja jest jednak błędna. Wiemy o tym nie tylko z naszego przeczucia, ale dlatego, że zaraz po przypowieści padają słowa, że „nie można służyć Bogu i Mamonie” oraz, że należy być uczciwym nawet w małych rzeczach.
Co ma więc pokazać dzisiejsza przypowieść człowiekowi wierzącemu? Jezus zachęca swoich uczniów, aby byli tak obrotni w sprawach królestwa Bożego, jak rządca był obrotny w sprawach tego świata. Mamy zaangażować całą naszą energię i talenty, aby nie zejść w właściwej drogi i dojść do życia wiecznego.
Św. Paweł
stanowi, obok św. Piotra, jeden z dwóch filarów Kościoła. Szaweł nie zasłużył
sobie w żaden sposób na takie powołanie. W dzisiejszym drugim czytaniu z 1.
Listu do Tymoteusza sam określa siebie sprzed nawrócenia jako „bluźniercę, prześladowcę
i oszczercę”. Jednak dzięki temu, że nie był godny bycia Apostołem Narodów, tym
bardziej wybrzmiało miłosierdzie i łaska Chrystusa: „Chrystus Jezus przyszedł
na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz
dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą
wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą na życie wieczne”.
Taka jest logika Bożego działania. Wybiera jąkającego się Mojżesza, aby wyprowadził Naród Wybrany z Egiptu, ukazuje się po Zmartwychwstaniu kobietom, które w tamtym czasie były niewiarygodnymi świadkami, posyła Maryję, aby objawiła się jako Niepokalanie Poczęta Bernadecie Soubirous, dziewczynce tak prostej i niewykształconej, że nie rozumiała nawet pojęć, których używała Maryja. Tak działa Bóg, ponieważ najgorszą przeszkodą dla Niego jest ludzka pycha. Potrafi ona sprawić, że człowiek zaproszony przez Boga do szczęścia, na ucztę, tak jak starszy syn w dzisiejszej przypowieści o miłosiernym Ojcu, sam nie chce wejść. Stawajmy przed Panem w pokorze serca, aby mógł się nami posłużyć dla zbawienia świata.
„Jeśli ktoś
przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci,
braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26). Te
słowa z dzisiejszej Ewangelii pokazują nam wyraźnie, że Pisma Świętego nie
można czytać wyrywkowo. Staje się też jasne, że nie jest ono proste do zrozumienia.
Wymaga wiedzy i znajomości zasad interpretacji Biblii. Inaczej należałoby
wyciągnąć wniosek, że Chrystus zachęca nas do nienawiści najbliższych. Znając
jednak przesłanie Nowego Testamentu, że Bóg jest miłością, wiemy, że to niemożliwe
i, że należy szukać innego wyjaśnienia tego fragmentu. Stosujemy tu zasadę, że
Pismo Święte wyjaśnia samo siebie. Sięgamy do Ewangelii według św. Mateusza do
rozdziału 10. i czytamy: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest
Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie
godzien” (Mt 10,37). W takim kontekście dzisiejszy fragment staje się jasny.
Dzisiejsze Słowo to akurat prosty przykład, ale nie zawsze tak jest. Bądźmy uważni na to, kto wyjaśnia nam Pismo i je interpretuje. Św. Piotr nie na darmo ostrzegał, że Słowo nie jest do prywatnego wyjaśniania (por. 2P 1,20), ale należy czynić to we wspólnocie Kościoła.
Pokora! To niezbyt modne dzisiaj słowo i bardzo często wyśmiewana postawa, staje dzisiaj w centrum Bożego Słowa. Czym jest? Uniżeniem, służalczością, słabością, czy jakimś inny postępowaniem, poprzez które możemy poddać się wpływowi drugiego człowieka. Katechizm nazywa pokorę cnotą. Jak możemy zatem rozumieć jej znaczenie i czy chcemy naprawdę być ludźmi pokornymi? Właśnie do tego wzywa nas dzisiejsza Ewangelia. Do stawania się człowiekiem, który swoje miejsce będzie gotowy określić miarą miłości a nie tym co mu się sprawiedliwie należy.
Drugi człowiek może dla nas być piekłem, jeśli nie będziemy gotowi stanąć przed nim w postawie pokory. Może też stawać się dla nas drogą do nieba, zwłaszcza ten którego najtrudniej nam przyjąć, który zmusza nas do przekroczenia w sobie starego człowieka.
Co jest najważniejsze w naszym życiu? Możemy udzielać bardzo różnych odpowiedzi na to pytanie: rodzina, spokój, zdrowie, pieniądze… Mam nadzieję, że będą i tacy, którzy powiedzą: zbawienie.
Jezus przypomina nam prawdę o tym, że zbawienie powinno być dla nas najważniej-sze. Zostaliśmy stworzeni, aby otrzymać dar zbawienia. Nic w naszym życiu nie jest ważniejsze, niż troska o ten dar, ofiarowany nam przez Chrystusa.
Niestety wielu, również spośród chrześcijan, nie przyjmuje tej prawdy. Żyjąc tak, jakby po tym doczesnym życiu nic więcej miało nas nie spotkać. A nawet jeśli jest życie po życiu, to jest to na tyle niepewna rzeczywistość, że nie ma sensu poświęcać jej zbyt wiele uwagi.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus konfrontuje się z tym sposobem myślenia, Zachęca nas abyśmy idąc przygotowaną przez Niego drogą Zbawienia „usiłowali wejść przez ciasne drzwi”.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Jestem przekonany, że wielu z nas te słowa Jezusa mogą zadziwiać i trudno nam je zrozumieć. Raczej przyzwyczailiśmy się, że jest On tym, który niesie pokój. Jezus jest realistą, największym jaki chodził po tej ziemi, bo doskonale zna i rozumie naszą naturę zranioną grzechem. Zna świetnie, nawet osobiście źródło grzechu i zła. Grzechu, który wprowadza nieład, który burzy Boży porządek. Jezus zdaje sobie sprawę z tego, że nasza natura została zraniona grzechem, którego skutki nosimy w sobie po dzisiejszy dzień. Tej prawdy doświadczamy każdego dnia. Bo jakże często chcemy dobra, którego nie potrafimy wykonać. Wiemy co należy czynić, ale tego nie robimy, bo jest w nas słabość paraliżująca naszą wolę. Tak ukazuje się kondycja naszej natury, która nie zawsze jest gotowa podążać za wiarą. Dlatego nie wykonujemy tego dobra, które powierza nam Pan, ale wybieramy jego brak tworzący środowisko grzechu, które niczym błoto nas brudzi.
Jezus
przychodzi i próbuje nas wyswobodzić z tego umazania grzechem, które ogranicza
nasze życiowe siły i nas pochłania. Przynosi ogień, mający moc wypalić grzech i
ograniczyć jego skutki. To ogień miłości, którą rozpala w naszych sercach,
mającej moc pokonać zło grzechu.
To zadanie również Chrystus powierza swoim uczniom. Pragnie, abyśmy się stali żywymi pochodniami, które będą niosły Jego ogień. Wierność Bożej prawdzie, wartością które nam ukazał Chrystus, będzie nas kosztować. Ta nasza postawa wierności Bogu nie raz będzie wprowadzała nieład w świecie, który poprzez kompromisy próbuje zakrywać błoto grzechu. Chrześcijanin idąc za Chrystusem powinien być gotowy w nie wejść tak, aby ogniem, który nosi w sobie to błoto grzechu wysuszyć, aby nie mogło nikogo pochłonąć.
„Mała trzódko spodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo”. Jakże niezwykła i pełna miłości to obietnica. Wypowiedziana kiedyś wobec Apostołów, nic nie traci ze swojej aktualności. Chrystus wciąż ją ponawia, zwłaszcza wobec nas, zasłuchanych w Jego głos i oczekujących spotkania z Nim. Największy dar, który podoba się Bogu, dar jego Królestwa, jest naszym udziałem.
Czymże, jest ta obietnica, ten szczególny
dar – skarb, którym chce podzielić się z nami nasz Ojciec Niebieski? Jest
on dotknięciem Jego mocy, piękna Jego panowania pełnego miłości i harmonii,
jaką wlewa w nasze serca. Jest udziałem w tej mocy, która chce nas napełniać.
Doświadczyć Jego Królestwa oznacza mieć w sobie moc patrzenia na świat oczami
Boga, w zupełnie innych kategoriach, w których prawo miłości kształtuje nasze
postępowanie i sposób myślenia. Dlatego Królestwo Boga jest wśród nas, bo
już tutaj, wśród naszych codziennych problemów, możemy spotkać ludzi, którzy
kierują się prawem, które rządzi w Niebie. Dlatego tam, gdzie oni są, tam,
gdzie są prawdziwi chrześcijanie, rodzi się Boże Królestwo.
Nie jest ono jeszcze w pełni nam dane,
dlatego wciąż należy troszczyć się o obecność Boga, o Jego królowanie.
Troszczyć się, zachowując postawę czujności, gdyż Bóg przychodzi
nieoczekiwanie. Czasami jako człowiek, którego trzeba podnieść na duchu, kiedy
indziej jako pijak, w którym trzeba uszanować sponiewieraną godność, innym
razem jako dziecko, któremu trzeba poświęcić czas, traktując je poważnie, czy
wreszcie jako starzec, którego trzeba przekonać, że jest nam potrzebny.
Kogo zaś Chrystus zastanie, przy swoim przyjściu tak czuwającym i przygotowanym, nagrodzi według obietnicy wspaniałym zaproszeniem. Posadzi go za stołem, przepasze się i sam będzie mu usługiwał, nucąc zapewne z zadowoleniem pod nosem: „Mała trzódko spodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo”.
Być czy mieć? To pytanie, które zadają sobie ludzie myślący, rozważając argumenty za i przeciw każdej z tych postaw. Jan Paweł II w jednym ze swoich wystąpień skierowanych do młodzieży jednoznacznie rozstrzygnął tę kwestię mówiąc, że „lepiej być niż mieć”. Podkreślił w ten sposób wartość ludzkiego życia. Jako ludzie wierzący nie możemy pozwolić, aby korzyści doczesne: majątek, kariera przysłoniły nam dobro ostateczne jakim jest zbawienie. Musimy również pamiętać, że choć korzyści materialne są kuszące, to niewłaściwy sposób ich pozyskiwania bardzo często prowadzi do samozatracenia.
Niekiedy nie jesteśmy w stanie poświęcić kilku minut na modlitwę, nawet tylko tyle czasu, ile zajmuje najdoskonalsza modlitwa, której nauczył nas Jezus. Z kontekstu wypowiedzi Jezusa wynika, że modląc się mamy być wytrwali, że mamy konsekwentnie dążyć do celu. To jednak zakłada samozaparcie, nieustępliwość i silną wolę. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest tak zaangażowany w sprawy bieżące: troskę o rodzinę, wypełnianie obowiązków zawodowych i inne, że brak mu sił na takie poświęcenie. Byłoby to prawdą, gdyby cała aktywność i zaangażowanie należało tylko do nas samych. Jest jednak inaczej. Przypomnijmy słowa Jezusa zapisane w trzecim rozdziale Apokalipsy: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną”. Modlitwa ma być zatem otworzeniem drzwi własnego życia i zaproszeniem do niego Chrystusa.
Co oznacza, że Maria obrała najlepszą cząstkę? O co tak naprawdę chodzi? Nie możemy przecież totalnie deprecjonować postawy Marty. Przecież dom był pełen gości, którymi trzeba było się zająć. Ktoś mógłby zapytać: Dlaczego tak została wyróżniona bierna postawa Marii, w sytuacji wymagającej aktywności i pełnego zaangażowania?
W postawie Marii i Marty nie odnajdziemy trafnej odpowiedzi, jeżeli nie uwzględnimy czasu i miejsca tego zdarzenia. Jezus jest w drodze do Jerozolimy, gdzie w krótce zostanie ukrzyżowany. Jest więc czas działania i czas refleksji.
Najważniejsze jest to, by nic nie przeszkodziło nam w trwaniu przy Jezusie.